Na mapie radzyńskich miejsc szczególnych niepostrzeżenie i po cichu znika jedna z naszych „wysp szczęśliwych”. Złośliwi dopowiedzą: nareszcie!…my westchniemy za wieszczem, że w Barze „Relax” cząstkę mej duszy zostawił. Aż chce się zacytować pewnego lublinianina, który podążając do Pikuta zszokowany stwierdził: To oni tu teraz naleśnikarnię zrobili?!
tam, gdzie granda wódkę piła
I Stasiek pił, choć serce z bólu łka
Smaczne domowe jadło, rodzinna (często aż nazbyt) atmosfera, z obiadami w przystępnej cenie. Zapamiętana z rodzinnych komunii, gal, spotkań przy kawie, oryginalnej klienteli i anielskiej cierpliwości barmanek, kelnerek.
Dziewczynki zaraz podadzą – to jedna z wielu zapamiętanych historii, związanych z tym – nie bójmy się powiedzieć – kultowych miejsc. Gdzie może i czas się zatrzymał, ale czy tak naprawdę nie tego wciąż szukamy?
Rozmawiając z panią Szczepaniuk o kolejach „Wrzosów” napomknęła kiedyś, jak niegdyś ważni prominenci prawie z framugą weszli do środka, każąc wołać męża i rychtować stoły jadłem i napitkiem.
Gdyby te ściany mogły mówić…
Oddajmy głos Darkowi, który w trzecim zeszycie „Koziego”, w tekście „Ruszaj Zbigniewie, czyli clubbing po radzyńsku” tak opisywał kończący swój żywot przybytek:
Zaczynamy po dziesiątej rano, kiedy rusza bar u Pani Teresy. Jeśli nie ma z nami osób palących, usadawiamy się w sali głównej, która bardziej odpowiada naszemu zmysłowi estetycznemu. Gdy w towarzystwie znajdzie się osobnik spalający tytoń, będziemy zmuszeni przejść do sali dla palaczy, co niestety narazi nas na obcowanie z młodzieżą. Znając kondycję współczesnych rodzin i szkół wiadomo co to oznacza. Mówi się trudno, egalitaryzm – naród polityczny mamy dziś (za) szeroki. Zrazu spokojnie, delikatnie, po browarze, może jakieś śniadanko w trakcie (jedzenie smaczne i godne polecenia). Gadka szmatka o pracy, życiu, radzyńskich układach rodem z jednolitego frontu „robotników, chłopów i inteligencji pracującej” (trzymają się mocno), słów kilkoro o epizodach z życia codziennego komuny mentalnej i tej rzeczywistej – osób, które nie zdążyły wyskoczyć z pociągu „Socjalizm” na przystanku „Niepodległość” w 1990 roku. Tak spędzamy czas do pory obiadowej, kiedy to możemy opuścić sąsiedztwo proletariackiej młodzieży w „Relaxie” i podążyć na zachód (…)
I my za chwilę opuścimy gościnne Pikutowe progi, by udać się na śniadanie – zwykle koło 10, kiedy rusza bar u Pani Teresy. Jeśli nie ma z nami osób palących, usadawiamy się w sali głównej…
Dziś pozostał nam po tobie smutek, żal – możemy zanucić jedną z piosenek, która pewnikiem nie raz i nie dwa sączyła się z przytulnego miejsca, które odchodzi.