O tej płycie dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, nie bez przyczyny – do powszechnej dystrybucji nie trafiła, a jedynie do wąskiego grona odbiorców, jako wydawnictwo okolicznościowe. Mowa o albumie Tubis Trio „Sygnowano Bajgelman: impresje”, którego bohaterem, co zdradza tytuł, jest Dawid Bajgelman i jego muzyka.
Nie sposób zacząć opowieść o tej płycie od tego kim Dawid Bajgelman był. Urodził się 6 kwietnia 1988 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim w żydowskiej rodzinie muzycznej: jego ojciec Szymon grał w orkiestrze łódzkiego teatru Scala i w Łódzkiej Orkiestrze Symfonicznej, a z całego rodzeństwa – siedmiu braci i siostra – wszyscy uprawiali zawód muzyka. Nic więc dziwnego, że został nim również Dawid Bajgelman.
Od 1905 r. grywał w orkiestrach teatralnych. Od 1912 r. był dyrygentem, początkowo w zespole Teatru Wielkiego Icchaka Zandberga w Łodzi, następnie w innych teatrach żydowskich w Łodzi, Warszawie i we Lwowie. Od 1915 r. był też altowiolistą w Łódzkiej Orkiestrze Symfonicznej. W 1926 r. odbył z zespołem teatralnym tournée po Afryce Wschodniej i Ameryce Południowej. Od 1928 r. pracował jako kierownik muzyczny, a następnie jeden z dyrektorów żydowskiego teatru rewiowego Ararat w Łodzi. Komponował muzykę dla innych teatrów w Łodzi i Warszawie, współpracował jako kompozytor z Żydowskim Towarzystwem Dramatycznym w Rzeszowie.
Wybuch II wojny światowej, hitlerowska okupacja i semickie pochodzenie Bajgelmana zdeterminowały jego dalsze losy: w 1940 roku trafił do łódzkiego getta (Litzmannstadt Ghetto), lecz nawet w tych niesprzyjających warunkach działał artystycznie tworząc orkiestrę symfoniczną, z którą koncertował w tamtejszym Domu Kultury przy ul. Krawieckiej 3. Tworzył też nowe kompozycje, które zyskały dużą popularność na ternie getta, m.in. „Niszt kajn rożinkes, niszt kajn mandlen” (Ani rodzynki, ani migdały) i „Mach cu di ejgelech” (Zamknij oczęta). Podczas likwidacji getta, w sierpniu 1944 r. Bajgelman trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz, a stamtąd do jednego z podobozów w Gliwicach. Z relacji współwięźnia Altera Szlamkowicza wynika, że muzyk został zamordowany przez pijanego lagerältestera.
Historia wielka i tragiczna zarazem. Niełatwej – biorąc pod uwagę wszystko to, co zostało napisane powyżej – próby przekucia muzyki Dawida Bajgelmana na jazz podjęła się formacja Tubis Trio, którą tworzą: lider Maciej Tubis (fortepian), Paweł Puszczało (kontrabas) i Przemysław Pacan (perkusja). – To był projekt stworzony na obchody 74. rocznicy likwidacji Litzmannstadt Getto i tak zaczarował publiczność i nas samych, że postanowiliśmy koniecznie nagrać go na płycie – wyjaśnia przyczyny wydania albumu Maciej Tubis.
Jak jazzmani odczytali twórczość Bajgelmana? Album rozpoczyna utwór „Niszt kajn rożinkes, niszt kajn mandlen”, i aż dziw bierze, że tak liryczna i optymistyczna w swym wydźwięku kompozycja mogła powstać na terenie getta. Czy tylko ja widzę w niej emanację tęsknoty za przedwojennym życiem? W melancholijno-sielankowym „Tsigaynerlid”, słychać bezpośrednie odwołanie do bajgelmanowskich korzeni, czyli muzyki jidysz, a trio w swojej jazzowej interpretacji osiąga wyżyny harmonii oraz timingu. Kompozycja „Amerike hot erklert” jest już na wskroś przesycona smutkiem: kreują go krystaliczne takty fortepianu minorowo brzmiący kontrabas (gra Pawła Puszczały mnie doprawdy oczarowała), a delikatnie muskana perkusja dodaje całości aury iście mistycznej. Znalazło się też miejsce na tango „Mach cu di ejgelech”, które Bajgelman skomponował już w getcie. „Tylko smutek jest piękny” – mówił wybitny pianista Mieczysław Kosz, a ten utwór w pełni pokazuje prawdziwość tych słów. W melancholijnym klimacie pozostajemy już do końca. Tubis Trio interpretując kolejne kompozycje Bajgelmana („To grzech”, „Kleyner volkn”, „Zamdn glien”) zmusza do refleksji: nad światem bezpowrotnie utraconym, nad Shoah, nad tym co człowiek zrobił drugiemu człowiekowi.
Formacja Macieja Tubisa jest porównywana z legendarnym szwedzkim triem E.S.T. Ja jednak nie przepadam za takimi analogiami: bo upraszczają, bo spłycają istotę rzeczy, bo sugerują naśladownictwo. Tubis Trio idzie jednak swoją unikalną drogą, a albumem w hołdzie Dawidowi Bajgelmanowi wybitnie to udowadnia.
Recenzja ukazała się 11 października 2019 r. w Kurierze Lubelskim