Odejście Emila Karewicza przypomniało nam, że nie był jedynie Brunnerem i Jagiełłą. To nieodłączny sąsiad Balcerka z Mokrej – starego warszawiaka, z wieczną chrypą i specyficznym podejściem do rzeczywistości. Dziś o Balcerku – brawurowej kreacji Witolda Pyrkosza w serialu „Alternatywy 4”, niezapomnianego „Duńczyka” z „Vabanku”.
Józef Balcerek, dla znajomych Ziutek – hodowca gołębi, z charakterystyczną chrypą.
Gdzie ty, Ziutek, teraz bimber dostaniesz? – martwił się Matraszak Władysław, grabarz;
Balcerek przypadkiem znajduje się na sławnej liście szczęśliwców otrzymujących przydział w nowym bloku, którą układa de facto redaktor TV. Pod jego nazwiskiem widnieje adres: Mokra 8 (w filmie „Rezerwat” akordeonista śpiewa: przyjdą chłopcy z Mokrej i knajpa zakołysze się jak okręt/ A ty pod stołem będziesz w żłobie leżeć, bo nie lubiłeś słuchać chłopców z Mokrej).
Chociaż menel z Targówka, co to i żonie umie przyłożyć i bimber pędzić fachowo, albo włamu jakiegoś dokonać, ma swoje niezłomne, można by rzec, przedwojenne zasady. Z charakterystycznym warszawskim akcentem i chrypką a la Himilsbach wszechobecny Balcerek znakomicie wpisuje się w nowe towarzystwo. To on największe kłopoty i najdłuższy opór stawia Aniołowi. Hoduje gołębie, gra na akordeonie, zna się niebywale na prawie karnym, wie gdzie zakopany jest węgiel w stolicy i umie załatwić mięso ze Szczebrzeszyna. W rolę Balcerka początkowo zgodnie z zamierzeniami reżysera miał wcielić się Ludwik Pak, Bareja zmienił decyzję obsadową – istniejące sceny z tym bohaterem nakręcono na nowo, już z udziałem Witolda Pyrkosza. Powodem tej decyzji były obawy reżysera i partnerki w roli żony Balcerka, że Pak rolę zbytnio „strywializuje”. (za: www.alternatywy4.net)
Gra na akordeonie, miał przed laty wstąpić do związku hodowców gołębi pocztowych, ale zgubił deklarację.
Na Mokrą (warszawska Praga) przychodzi komisja z pismem o otrzymaniu nowego lokalu. Towarzyszący im dzielnicowy pyta:
– No, co to Balcerek, komisji nie chcecie wpuścić?
– Jakiej tam komisji, pan siada. Jakaś społeczna, zaufania nie miałem. Jeden mój kuzyn wpuścił taką komisję, to się potem pierzyny nie mógł doliczyć. I żona zaraz od niego odeszła, Baśka
Przewodniczący obwiesza Balcerkowi i jego żonie, że otrzymał mieszkanie spółdzielcze i muszą go eksmitować z walącej się rudery.
– Przecież ja nie dostałem żadnego mieszkania!
– Balcerek, Balcerek – poucza go dzielnicowy – wpłaciliście pieniądze, wpłaciliście, odczekaliście swoje, odczekaliście, no to teraz musicie się przeprowadzić
– Przecież ja nic nie wpłacałem!
Wtrąca się żona: – Zaraz, zaraz, a kiedy on niby płacił?
– W ’70, w grudniu – grobowym głosem mówi przewodniczący komisji (podobnych aluzji będzie w serialu więcej, np. pewniejsze niż porozumienia w Jastrzębiu; prędzej się sojusze rozpadną; profesor w Gdańsku i Anioł „puszczający oko” do tow. Winnickiego)
– Aha, to było wtedy, kiedy ten ze złamanym nosem przychodził i wtedy były jakieś raty– przypomina sobie Balcerkowa
– Ale to były grzywny w sprawie Magiery. Sąd przyznał grzywnę, to płaciłem. (…) To my dziękujemy!
– Słuchajcie Balcerek, w tamtej sprawie top była amnestia – poucza dzielnicowy
– Józiek! Bój się Boga, co teraz będzie? Żebyś ty chociaż o (czwórce) dzieciach pomyślał – załamuje ręce żona
***
Na warszawiaka nie ma cwaniaka. Sąsiedzi z Targówka pomagają Balcerkom wynieść ich meble do zaprzyjaźnionego Wacława Leberki
– Nie no na Boga nie rozumiem po cholerę przenieśliśmy te wasze graty do nas i to w takich podskokach?
– Pewnie komornik ma tu sprawę – myśli głośno Władek grabarz
– Jaki komornik, baranie. Eksmisję mi chcą zrobić na nowe mieszkanie no… a jak zrobią eksmisję jak gratów nie ma? Przyjdą, postoją, popatrzą i …
– I pójdą – dopowiada Balcerkowa.
– To ja ich skołuję a’la końcówka od banderoli, czyli dodatkowo, rozumiesz?
– Dodatkowo? (Leberka przepina tabliczkę z numerem domu Balcerka i tak z 10 robi się 13.) Skąd masz ten numer?
– A to… to z mojej chałupy. Ty masz pojęcie jak ich to skołuje?
– Masz ty łeb.
No i w ten oto sposób nie ruszając się z miejsca zmieniłeś adres, ha, ha, ha!
– A trzydzieści lat temu nazad w taki sam sposób ci z Katowic przenieśli się do Stalinogrodu.
***
Pierwsza scysja z gospodarzem domu, Aniołem:
– Hm… Panie a te ptaki to co, w domu je pan chcesz trzymać?
– Po pierwsze nie ptaki tylko rasowe brajtszwance, a po drugie to znajdzie się dla nich chyba kawałek dachu nie?
Inne złote myśli i anegdoty Balcerka:
Oj Karol, ty mi tu nie… nie gadaj głupot no. Musi kapać, kap, kap, kap. Jak ci się będzie lało, to ci zacier pójdzie górą!
– hodowla gołębi: gołąb a szczególnie brajtszwanc musi leguralnie trzy razy dziennie bujać, choćby nie wiem co. No bujać no!. Wisz pan no. Jak nie buja, to bynajmniej obrasta w tłuszcz i to już nie jest gołąb, ale panie to jest coś gorsze niż kura. W innym miejscu zauważy: patrz jakie rozumne bydle. Zawsze do domu wróci
– o statusie wykształcenia: kupił sobie gdzieś te papiery albo ukradł i teraz rżnie profesora.
– Pan to naprawdę, jak coś tak powie… żeby profesor sobie kupował papiery?
– A czemuż by nie? A niejaki Ździchu, co to mojej siostrze zrobił dziecko, a zaraz potem wziął i uciekł no to co, kupił se maturę na bazarze i kazał do siebie mówić magister. No i co pan myśli, że nie mówili? Mówili. Jeszcze jak mówili! O, nawet dzielnicowy do niego inaczej nie mówił jak tylko – „chodź no pan tu panie magister!”. A milicja chyba wie najlepiej nie?! No.
– o braku zaufania do adwokatów: jakbym słyszał mojego ostatniego papugię
– o byciu warszawiakiem: Ja to się urodziłem w Warszawie. Ojciec się urodził w Warszawie a tu co, do sklepu trzy kilometry, do Lasów Kabackich możesz skoczyć w trymiga, a przed wojną to się kolejką wilanowską jeździło. Wyprawa na cały dzień. Chamowo i tyle
– o respekcie do Ameryki: No… widzisz pan, ja nawet bym poszedł na ten numer [upicie stypendysty z Harvardu], tylko jest takie jedno ale. Jak obalę te pierwsze pół basa, to mu zaraz sam wszystko wyśpiewam. Małpiego rozumu po goudzie dostaję. Miałem kiedyś taki… no wie pan… wypadek z dziewuchą kolegi. Wyrobek mu było na imię. No i trzeba trafu, że na drugi dzień spotykamy się razem na imieninach. Nie minęła godzina, a wszystko mu sam z detalami opowiedziałem, no i koniec końca dał mi po ryju. A z tą Jadźką to się posprzeczał. Nie, nie mogę ryzykować! A pan wiesz, jakie taki kowboj może mieć kopyto?
o ogrzewaniu mieszkania:
Dialog z żoną:
A wiesz ile rurka kosztuje i ze dwa kolanka?
-Jaka rurka?
-Zwyczajna, żeliwna.
-No i co?
-No dychę no. Przyjdzie Hieniek, zrobi obejście na gazomierzu i po krzyku. Nie tylko chałupę będzie można grzać, ale i balony za darmo dmuchać.
-Józiek, Józiek to pachnie kryminałem.
-Kryminał też dla ludzi. Trza będzie spiralę naciągnąć na szamotkię i przejdziemy na elektryczność.
***
Potrafił odciąć się wszechwładnemu Aniołowi: Tykaj swojego dziadka cieciu jeden. Połóż się z nim do kołyski i mów mu „ty”. I fruwaj stąd stróżu nocny do miotły, bo cię ze schodów spuszczę!
W ostatnim odcinku podzieli się z gospodarzem domu głębszą myślą: Nie wiesz pan, że są rzeczy, o których się gospodarzom domu nie śniło.