Scena 111: (nad zamarzniętym jeziorem)
[Nad jeziorem kobieta z dzieckiem śpiewa kolędę]
Pani z dzieckiem (śpiewa): Lulajże mi lulaj we wszechświecie całym, Tyś jest moim Królem, mój Syneczku mały. Ciebie ja otulę, Ciebie ja nakarmię, nim świąteczna nocka cały świat ogarnie. Nie płacz mi, na przyszłe dni, gdy cię spotka krzywda, bieda. Śpij mi, śpij, lulaj mi…Ukołysać się daj.
[Węglarze rozmawiają na temat tradycji]
Tata Tradycji: Tradycja, chodź no do tatusia! A butków nie zamocz!
Węglarz: Ona nie może się tak nazywać, Tradycja!
Tata Tradycji: Dlaczego niby?!
Węglarz: Pytasz dlaczego? No, bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić, ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze! Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy.
Pani z dzieckiem (śpiewa): Uśnijże mi Dziecię, już oczkami swemi, śnij o całym świecie, śnij Ty o tej ziemi. By to była ziemia spokojna i dobra, ziemia sprawiedliwa, wszystkim ludziom szczodra.
[Spada miś, który urwał się z helikoptera i uderza z impetem w ziemię. Wszyscy zostają zachlapani błotem i słomą]
Pani z dzieckiem (śpiewa): Lulila, pięknie gra, fujareczka, fujareczka. Tysiąc gwiazd, świeci tam, dla mego Syneczka. Lulajże mi lulaj we wszechświecie całym, Tyś jest moim Królem, mój Syneczku mały.
To ostatnia scena „Misia”. Poważna i wzruszająca. To jest niebywałe, ale ten film – opowieść o cyniku i kombinatorze, któremu udaje się jego kombinacja, kończy się … wyznaniem wiary. Ostatnie słowa, jakie padają w scenariuszu to godny Franciszka Karpińskiego („Bóg się rodzi”!) oksymoron: ten mały Syneczek jest Królem! Ta kolęda żyje dziś własnym życiem – jest chyba coraz popularniejsza. W filmie pięknie ją wyśpiewała Ewa Bem do słów Stanisława Tyma i muzyki Jerzego Derfla.
Ta scena niesie w sobie jakąś niebywałą nadzieję. Opowieść węglarza o Tradycji, która była, jest i będzie siłą Polaków, i po prostu religijne wyznanie wiary wyśpiewane w kolędzie, powodują, że MIŚ urywa się z helikoptera i wali w błoto. To błoto chlapie dookoła, wszyscy są ubrudzeni, ale to koniec MISIA – symbolu oszukaństwa, kombinacji, złodziejstwa, korupcji, zła, które Polskę toczy bez względu na aktualnie lansowany ustrój. „Miś” został nakręcony tuż przed karnawałem „Solidarności”. Bareja świetnie wyczuwał społeczne nastroje.
Dzisiaj słomiana kukła się odrodziła, ma się nawet jeszcze lepiej. Ryśków Ochódzkich (pierwotnie miał się nazywać Nowohucki, ale cenzura nie pozwoliła) i Janków Hochwanderów dookoła mrowie: nie tylko w rządzie i samorządzie. Ten nasz współczesny MIŚ jeszcze fruwa. Jeszcze. Ale jak niedługo pieprznie…!
Adam Świć
/21 grudnia 2012/