Zastanawialiście się kiedyś, który z filmowych obrazów pozostawił w Was najwięcej smutku, przygnębienia? Ktoś wspomni o dwóch filmach z Alem Pacino: „Strachu na wróble (z ’73, niezpomniany duet z Genem Hackmanem) czy „Pieskim popołudniu” (z ’75). Ale też „Myszy i ludzie” (’92), „Tańcząc w ciemnościach” (2000), może „Dekalog” , „Spokój” (’76) – obrazy Kieślowskiego.
Dla wielu to „Kobieta samotna” z ’81 w reż. Holland.
Polska „miłość w czasach zarazy” – uczucie bez szans w wyniszczającej, chorej, wciskającej się w każdą szczelinę komunie. Ona – samotnie wychowująca syna ok. 40-letnia listonoszka, on – poruszający się z trudem były górnik na rencie inwalidzkiej (gdy będzie oglądał rysunki malca, uśmiechniesz się na skojarzenie z „Powidokami” Wajdy, tam też kreowany przez Lindę Władysław Strzemiński ma problemy z chodzeniem).
Z pozoru cicha myszka, niczym Syzyf tocząca co dzień głaz swego żywota przemienia się w drapieżną lwicę, (może dzięki uczuciu i poczuciu bycia ważnym dla kogoś) rodzi się w niej bunt, nie pozwala dłużej tłamscić się przez otoczenie, wykorzystujące to, że „nikt za nią nie stoi” (kilkakrotnie przytoczy ten argument). Miłosna więź przypomina tu emocjonalną huśtawkę – od płaczu ze szczęścia, przez zazdrość i roszczenie sobie prawa do decydowania za drugą osobę.
Niedole i trudy wychowania krnąbrnego jedynaka przypomni nam „Balladę o Januszku”.
Uczciwa kobieta w akcie desperacji (czy widz ją usprawiedliwia?) popełnia też ciężkie przestępstwo, paląc za sobą ostatni most.
Reżyser mistrzowsko oddaje beznadzieję najbardziej nieludzkiego systemu: kilkugodzinne kolejki za wszystkim, kłująca w oczy bieda i tragiczne warunki lokalowe. Symboliczna scena „przemiany” komunijnego stroju w żałobny garnitur. Patologiczne sąsiedztwo, do bólu logiczna szkoła, miejsce pracy z kategorycznym naczelnikiem (gra go znany z Vabanku – „Kruca Bomba”, Jerzy Matula), brak poroumienia, gdzie dominuje krzyk, wyrzut, gniew, głęboko skrywana krzywda, która w końcu znajdzie ujście. Brutalny naturalizm w pełnej krasie…
Ułomność kochanka Ireny kojarzy mi się także z tragikomedią „Dym” z ’95, gdzie przewijające się postaci „z wadami” symbolizują jakiś duchowy brak (Forest Whitaker z protezą ręki; dawna miłość sklepikarza, jednooka Ruby).
I ucieczka z pełnego potworności świata taka sama jak w „Locie nad kukułczym gniazdem”…
Jakub Hapka