Na roku było nas, chłopaków, czterech czy pięciu. Nic dziwnego, że trzymaliśmy się razem (przy setce koleżanek). Wszyscyśmy pisali wiersze. Mariusz i Paweł najlepsze. Kilka dni temu na FB Mariusz przypomniał jeden z nich.
* * *
musi być ktoś
nad naszą słabością
silny
musi być ktoś
nad naszym niepokojem
spokojny
musi być ktoś
nad naszą niewiedzą
wszystkowiedzący
musi być ktoś
nad naszą niemotą
wymowny
(początek 1991)
W komentarzach odezwał się Waldek. Przytaczam w całości, bo to trochę jak rozmowa Janka Pradery i Michała Kątnego na leśnej drodze w filmowej „Siekierezadzie”…
W: Pamiętam ten wiersz!
M: A ja pamiętam Twoje Sarajewo! Próbowaliśmy…
W: Tak. Czasem coś piszę, a Ty?
M: Rzadko, bo czy świat się da przetłumaczyć na język wiersza? Rzadko, bo czy świat i człowiek da się przetłumaczyć na język wiersza?
W: Czy w ogóle dadzą się przetłumaczyć?
M: Tak, czy w ogóle?
W: Nie umiemy wytłumaczyć istoty ognia, ale trzasnąć słowem o słowo żeby poszła iskra to już coś, chyba?
M: No tak, możliwości jest kilka, jedna z nich: niemota.
W: Fajne. Muszę jutro rano wstać, ale chętnie bym kiedyś pogadał, zapytał co słychać?
M: Waldek, bardzo chętnie pogadam, bo już wiemy, że jesteśmy śmiertelni… Do zobaczenia, dobranoc.
W: Tak, wiemy. Do zobaczenia.
Adam Świć