Nie ma co ukrywać, w środowisku jazzowym konserwatyzm i katolicyzm nie są wartościami powszechnymi. Dużo częściej spotyka się ich krytykę. Są jednak wyjątki – należy do nich saksofonista Piotr Baron, niestudzony orędownik sojuszu ołtarzu z jazzem. Na rzecz tego sojuszu Baron popełnił dwie kanoniczne już albumy: „Bogurodzicę” (2000) oraz „Salve Regina” (2006) czerpiąc tym samym z psalmicznej tradycji Johna Coltrane’a.

Ta ostatnia płyta stanowi jazzową kontemplację okresu Wielkiego Postu.

O genezie „Salve Regina” i jej zawartości Piotr Baron w wywiadzie dla wydawnictwa Paganini mówił następująco:

Jasne było dla mnie, że płyta musi być na chwałę Bożą i musi być jazzowa. Pozostało zrymowanie tych dwóch pozornie nieprzystających do siebie zagadnień. Znalazłem trzy wersje „Salve Regina”. Tę naszą pogrzebową z XVI wieku, drugą z kancjonału sandomierskiego z XVIII wieku, której w ogóle nie znałem, urzekła mnie swoim nostalgicznym zadumaniem. No i ta dominikańska wersja, którą Ojciec mi nagrał na telefon… (śmiech). Wiedziałem, że koniecznie chcę ją nagrać, ale to były na razie dopiero trzy utwory na płytę. Na naszych rekolekcjach w Ponikwie śpiewaliśmy „Krzyżu Święty nade wszystko”. To był Wielki Post. Ja tę pieśń znałem ze słyszenia, wtedy jednak usłyszałem, jak można to zagrać. Usłyszałem ją jako utwór jazzowy.

Potem w kościele św. Wojciecha, czyli u Was, usłyszałem, jak jeden z Ojca konfratrów śpiewał antyfonę „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem”, ta melodia też weszła we mnie i wszystkie wymienione stały się kanwą płyty. Znalazły się też tam dwie pieśni, pierwsza związana z szóstym rozdziałem Księgi Jozuego. Te mury Jerycha mają dla mnie znaczenie rezurekcyjne, mają wymiar kajdan, z których przychodzi kiedyś uwolnienie. Druga pieśń – „Marysia” – to dwie kołysanki, które śpiewałem mojej córeczce, kiedy się urodziła. One przyszły same. To są „nasze piosenki”, słowa do nich pojawiły się później. Pomyślałem, że Matka Boża też kiedyś była małą Marysieńką i rodzice w domu śpiewali jej kołysanki… Ktoś może się obrazi, że tak mówię, ale np. św. Ludwik Maria Grignon de Montfort – na pewno nie! Tu zaznaczam, że płyta nie jest dedykowana mojej córce, ale Matce Zbawiciela, a to, że moja Marysia się jakoś na niej znalazła, ma wymiar dziękczynienia Bogu za to cudowne dziecko.

„Salve Regina” jest dziełem wybitnym. Od początku do końca, pełna głębokiego brzmienia (kontrabas kradnie show) i patosu ukrytego za free-improwizacyjnymi naleciałościami jazzmanów. Co do samych muzyków, którzy towarzyszą Baronowi mamy tutaj niezwykły paradoks albowiem na chwałę Bożą grają: katolik Darek Oleszkiewicz (kontrabas), protestant Marvin Smith (perkusja) oraz… dwóch muzułmanów, Wadada Le Smith (trąbka) i Nolan Shaheed (kornet, mastering albumu). Wyznawcy islamu grają na chwałę Bożą!… Któż by pomyślał.