Dwa i pół roku temu startowały eliminacje do rosyjskiego mundialu. Po udanym EURO 2016 oczekiwania były duże, reprezentacja Polski miała kontynuować ścieżkę obraną dwa lata wcześniej i po prostu pewnie awansować. W obliczu dawno nie widzianej stabilności składu drużyny, którą zbudował Adam Nawałka, nietrudno było wyobrazić sobie, jak będzie wyglądała jej gra. Tyle, że w futbolu dwa i pół roku to dwie i pół epoki, zmienić się może wszystko. Za miesiąc początek eliminacji mistrzostw Europy i szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czego się spodziewać po naszej kadrze.

   A to dlatego, że najpierw były nieudane mistrzostwa świata (już do tego nie wracajmy…), a później eksperymentalnie potraktowana Liga Narodów (choć nawet przy stuprocentowym podejściu niełatwo byłoby wiele więcej w niej ugrać). Nowy selekcjoner Jerzy Brzęczek próbował kilku taktycznych wariantów, podejmując niejednokrotnie zaskakujące decyzje przy obsadzaniu poszczególnych pozycji. Z jednej strony zarzucano trenerowi, że się miota, nie wie, co robi; z drugiej usprawiedliwiano, że to przecież czas (od)budowy zespołu, Nawałka też miał trudne początki, i tak dalej… W każdym razie reprezentacja jesienią nie wygrała żadnego meczu, przeważnie prezentując się kiepsko. Brzęczek szukał – ale czy znalazł?

   Najwięcej zamieszania mamy w ostatnim czasie w defensywie. Po pierwsze, z reprezentacją rozstał się fundamentalny dla niej piłkarz, Łukasz Piszczek. Po drugie, swoje trudności przechodziła podstawowa w ostatnich latach para środkowych obrońców, czyli Kamil Glik i Michał Pazdan. Po trzecie – a to już problem wieloletni – nie mamy lewego obrońcy. To znaczy, Maciej Rybus jest dublerem zawodnika, którego nie ma i na razie tak musi pozostać, bo lepszej alternatywy niż gracz Lokomotiwu nie mamy.

   Wydaje się, że następcą Piszczka będzie Bartosz Bereszyński, chociaż to nie jest i długo nie będzie poziom prawego obrońcy Borussii Dortmund. Bereszyński raczej gwarantuje solidność, ale dobrze byłoby, gdyby potrafił dać „coś ekstra” w ofensywie, wszak przygodę z piłką zaczynał w ataku. Jego najpoważniejszym konkurentem jest Tomasz Kędziora, dobrze radzący sobie w Dynamie Kijów. Nie wygląda to źle.

   Zdrowy Glik pozostaje pewniakiem do gry na środku obrony, tutaj nie ma dyskusji. Obok stopera Monaco powinien występować Jan Bednarek, który bardzo dobrze prezentuje się w Southampton. Długo trwało, zanim zaufano mu w Anglii, ale wykorzystał szansę. W końcu zaczął grać Michał Pazdan, którego przygoda w Turcji wystartowała obiecująco. Powinien być wartościowym zmiennikiem, podobnie jak Artur Jędrzejczyk, którego atutem jest uniwersalność, gdyż jest w stanie zagrać na każdej pozycji w obronie. Legionista ma doskonale znane ograniczenia, ale potrafi nadrabiać je doświadczeniem. Nie przekonuje mnie natomiast Marcin Kamiński.

   Zestawienie pomocy reprezentacji Polski jest pochodną wariantu, na jaki selekcjoner zdecyduje się w ataku. Zwłaszcza przy zwiększonym polu manewru, które Brzęczek dzisiaj ma. Ustalanie składu zaczyna się od Lewego, to oczywiste. Jako żart odbieram głosy, że może to już czas, aby Krzysztof Piątek wszedł w buty kapitana kadry. Biorę pod uwagę trzy rozwiązania:

   a) Lewandowski sam z przodu

   b) Lewandowski w parze z Milikiem

   c) Lewandowski w parze z Piątkiem

   Szkoda nie wykorzystać wysokiej formy graczy Milanu i Napoli, dlatego wariant „a” odrzucam. Przewaga „b” nad „c” to rzecz jasna zgranie zawodników, jest to rozwiązanie sprawdzone. Ale ten Piątek… No, musi chłop grać! Tyle, że w mojej opinii za bardzo przypomina Lewego. Przy czym nie wykluczam możliwości ich wspólnych występów.

   Pierwszy eliminacyjny mecz gramy z Austrią na wyjeździe i tam, na miejscu Brzęczka, postawiłbym na Milika. TEORETYCZNIE (koniecznie trzeba to zaznaczyć – kadra Bońka w 2002!) łatwiej powinno być kilka dni później na naszym terenie, kiedy naprzeciw stanie Łotwa. Wtedy można spróbować ataku Lewandowski-Piątek. Ktoś powie – to nie czas na eksperymenty. A ja powiem – może wypali od razu?

   Kończąc temat – wykluczam granie całą trójką od początku, nie mamy na to potencjału. To awaryjny wariant, kiedy trzeba będzie gonić wynik.

   A skoro dwóch napastników, to czterech pomocników. Najciekawiej wpływa to na rolę Piotra Zielińskiego, bo gdyby Polska grała piątką w drugiej linii, to Zielu na „dziesiątce”. Natomiast przy kwartecie spróbować można ustawienia gracza Napoli po lewej stronie. Tak ostatnio gra u Carlo Ancelottiego i wygląda to bardzo ciekawie. Może wreszcie uda się w pełni wykorzystać jego potencjał? Włochowi wychodzi to coraz lepiej. Poza tym desygnowanie rozgrywającego bliżej linii bocznej to często zaskakujący przeciwnika pomysł. Chyba warto spróbować. Że będzie ciągnęło go do środka? Wtedy Milik może schodzić do boku, piłka polega na wymienności pozycji.

   Gdyby zastosować taki wariant, to po drugiej stronie powinien zagrać Kamil Grosicki. W odróżnieniu od Zielińskiego klasyczny skrzydłowy, z tym, że biegający w kadrze zwykle po lewej stronie. Kto w odwodzie? Mimo wszystko Przemysław Frankowski, o ile sobie poradzi w MLS i ktoś to w ogóle będzie oglądał. Warto nadal próbować Damiana Kądziora. Brzęczek zapewne powoła Błaszczykowskiego, tylko pytanie brzmi, co Kuba może jeszcze dać reprezentacji?

   Grający w klubie Krychowiak to gwarancja przyzwoitości, Krychowiak w formie to piłkarz dla reprezentacji nieodzowny. Niech tylko przestanie udawać, że jest Andreą Pirlo, i zajmie się tym, co umie najlepiej, a będzie dobrze. Pozostaje drugie miejsce w środku pola. Moim zdaniem sprawa powinna rozstrzygnąć się między Mateuszem Klichem, Filipem Starzyńskim i Szymonem Żurkowskim.

   Klich ma największe doświadczenie jako kadrowicz i bardzo dobry czas w Leeds u El Loco Bielsy. Starzyński to najlepszy rozgrywający spośród całej trójki, ale najsłabiej z kolei radzący sobie w defensywie. Żurkowski to pomocnik typu „box to box”, bardzo żywiołowy, ale zdecydowanie najmniej doświadczony. Ale to na niego bym postawił! Jest gotowy do gry w dorosłej reprezentacji. Należy jednak pamiętać, że dotąd tylko Klich zagrał u Brzęczka. Do gry w środku pola kandydują ponadto Karol Linetty i Jacek Góralski, ale raczej jako zmiennicy.

   O bramkarzach tylko tyle – którykolwiek zagra, będzie dobrze.

 

  Wyjazd do najwyżej notowanego przeciwnika to w teorii najtrudniejszy mecz w grupie. Reprezentacja Polski gra go na dzień dobry. Zwycięstwo w nim może kadrę dobrze ustawić już na początku eliminacji. Grupa bez potęg, dość wyrównana, jak na mundialu (miałem do tego nie wracać…). Zacytuję Adama Świcia z jego mundialowych wspominek: „A co przed nami? Nadzieja.”.

Bartłomiej Janowski