Zbliżamy się do punktu kulminacyjnego obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę po latach zaborów. Politycy z jednej strony zachęcają nas do radosnego świętowania, ale z drugiej urządzili też cyrk wokół największej, oddolnej i całkowicie społecznej imprezy, czyli Marszu Niepodległości.

   Ze smutkiem trzeba skonstatować, że wbrew nawoływaniom do świątecznego nastroju, nigdy dotąd w wolnej Polsce tak wyraziście nie uaktywniły się środowiska, którym niepodległość nie jest do niczego potrzeba, brzydzące się niepodległościową tradycją i mające w pogardzie rodaków, którzy wyrażają patriotyczne uczucia. Że takowe są, nie mam oczywiście wątpliwości od czasu wejścia w świadome życie. Tak jak pisałem w tekście przygotowanym specjalnie do okolicznościowego wydawnictwa Podlaskie drogi do Niepodległości, „od zarania niepodległości Rzeczypospolitej w 1918 roku towarzyszy narodowi większy lub mniejszy, w zależności od czasu i okoliczności, polski żywioł przeciwstawiający się suwerennemu bytowi własnej państwowości”. Zainteresowanych odsyłam do książki, tutaj natomiast chciałbym skupić się na sednie niepodległości.

   Po pierwsze, niepodległość nie jest konieczna do życia. Niepodległość nie powinna być celem wysiłków obywateli. Powinna być środkiem do tego celu urzeczywistniania, a celem jest pomyślność wspólnoty narodowej. Chcemy niepodległości, gdyż uważamy, że najlepszy rozwój czeka nas w naszym własnym państwie. Nie w państwie Niemców, Rosjan czy Anglików.

   Po drugie, zaistnienie państw narodowych i brak właściwie przykładu rozwijających się państw nienarodowych, dowodzi, że ciągle nie ma lepszego modelu organizacyjnego dla społeczności jak wspólnota narodowa.

   Odszczepieńcy od niej, w przeszłości nazywani pogardliwie kosmopolitami, istnieli zawsze. Wyśmiewali rodzime tradycje, brali pieniądze od obcych dworów za antypolskie knowania i rozkładali wspólnotę od wewnątrz. Słowem to wszystko co i teraz widzimy wokół siebie – trudniej jedynie poznać ich po wyglądzie, bo w niepamięć odszedł polski ubiór narodowy, wszystkim rządzą światowe trendy i musimy czekać aż jedna z drugim otworzy usta. Ale jak już otworzy, poznamy ich natychmiast. Gorzej, jeśli przekaz ma na celu zwiedzenie narodu, a słowa są sprzeczne z czynami. Warto wsłuchiwać się w te głosy i za każdym razem rozstrzygać czy to rzeczywiście „nasi biją w tarabany”.

Dariusz Magier